Każdy, kto kiedykolwiek
miał do czynienia z Browarem Piwoteka doskonale wie, że odważne
połączenia, ciekawe eksperymenty i brak jakichkolwiek ograniczeń
to najlepsze określenia trunków kreowanych przez ten łódzki
zespół. Właśnie siadamy przy szkle napełnionym jednym z nich.
Efekt? Rozłożona na czynniki pierwsze stosunkowo świeża pozycja
Dżonka Tomka w stylu Tai Sour Coconut Ale. Nie zabrakło tu
oczywiście azjatyckiego klimatu, kokosowego zastrzyku, potężnej
dawki limonek, delikatnej ostrości, czy szeregu innych genialnych
owoców. Był też nienachalny kwas i co najważniejsze – żaden z
tych elementów nie wchodził sobie w drogę ani przez chwilę. Czy
to wszystko? Jasne, że nie. Zaczynamy degustację!
Nawet nie wiemy od czego
zacząć. W Dżonka Tomka dzieje się tak wiele, że nie sposób
będzie nam to wszystko ogarnąć w recenzji. Spróbujemy jednak tego
potencjału nie zmarnować…
Sam trunek w szkle
wygląda bardzo ładnie. Mamy do czynienia z żółtą barwą
podlegającą lekkiemu zmętnieniu. Całość upiększa całkiem
niezły poziom nagazowania. W aromacie zderzamy się już z prawdziwą
petardą. Czujemy Azję – może jakiś sos cechujący bogactwo
przypraw pochodzących z tego kontynentu. Twórcy dodali mnóstwo
aromatycznej limonki, jest tu też trawa cytrynowa, ale i kapitalnie
komponujący się z pozostałymi aromatami kokos! To nie wszystko, bo
do aromatycznej gry wchodzi również bardzo atrakcyjny imbir. Wiecie
co jest w tym najlepsze? To, że każdy z wymienionych na etykiecie
dodatków faktycznie robi robotę, a przecież z praktyki wiemy, że
nie zawsze jest „tak jak piszą”. Szok nie ustępuje, ale to już
czas – zanurzmy się w szkle…
Delikatna kwaskowatość
daje się we znaki. Nie jest to jednak „kwasiwo” rozdzierające
receptory smakowe i nie pozwalające im poczuć jakiegokolwiek innego
smaku. Dlatego też bez problemu rejestrujemy całkiem niezły poziom
słodkości. Laktoza daje tu od siebie co tylko może, ale… dają
też z siebie co mogą papryczki habanero i imbir. Po przełknięciu
trunku czujemy w rezultacie delikatne pieczenie w przełyku i
słuchajcie – mamy tu już kwas, słodycz i ostrość. Dzieje się!
Piwoteka zrobiła mega odjechane i oryginalne piwo. Dżonka Tomka to
naszym zdaniem najwyższy poziom poezji na polskiej scenie kraftu.
Lecimy dalej, bo jest tu też cytryna. Czy o czymś zapomnieliśmy?
Pewnie tak… Wracamy więc do czytania tego, co napisaliśmy przed
chwilą. Fakt – kokos nam umknął, a przecież bardzo fajnie
odgrywa tu swoją rolę.
Tak genialne trunki nie
udają się często. Podkreślmy to raz jeszcze - najważniejsze jest
to, że każdy z tych elementów nie wchodzi sobie w grę. Robi swoją
robotę, nie przyćmiewa innego dodatku, nie gryzie… W rezultacie
każdy łyk jest inny. Egzotyczny bardzo pijalny majstersztyk!
Zbieramy myśli i doszukujemy się jeszcze owoców typu ananas i
brzoskwinie. Ten bukiet jest nie do ogarnięcia. Trzeba go po prostu
spróbować. Polecamy i to bez zawahania!
Podsumowując, Browar
Piwoteka po raz kolejny rozbroił nas totalnie. Tak było chociażby
za sprawą Miasta Kominów – recenzję tego wędzonego piwa
utrzymanego w stylu Imperial IPA możecie przeczytać klikając w
poniżej zamieszczony link. Zdrówko!
Czytaj też: Miasto Kominów - Torfowa zadyma z Piwoteką
Komentarze
Prześlij komentarz