W kilka miesięcy
opublikowaliśmy dla Was już ponad 100 recenzji. Jeśli śledzicie
nas na bieżąco, to wiecie, że wędzone, torfowe, asfaltowe klimaty
po prostu uwielbiamy. Powiecie pewnie – w takim razie dlaczego
dopiero teraz bierzecie się za to piwo? Sami nie do końca wiemy.
Jedno jest pewne - długo celowaliśmy w Smoky Joe i nic tego nie
zmieni. Nastał jednak wreszcie czas najwyższy na kwadrans, być
może parę minut więcej w jego towarzystwie. My zapraszamy Was z
kolei na kilkadziesiąt sekund z naszą kolejną recenzją!
Wybór padł na wersję
podstawową. Smoky Joe, czyli Whisky Extra Stout, który skutecznie
wylansowała ekipa AleBrowaru to miał być nasz strzał w sam środek
chmury dymu. Jak było? Fascynująco. Nie zabrakło też zaskoczeń –
w wyniku bliżej nieznanych nam okoliczności, trunek wystrzelił w
szkle gigantyczną pianą, co doskonale udało nam się zarejestrować
na zdjęciu.
Pozostawiając gdzieś z
boku powyższą „niespodziankę” przechodzimy do aromatu. To on
będzie jednym z głównych bohaterów tej degustacji. Nie
rozczarował nas ani przez moment. Jest złożony, wyraźny i
ciekawie ewoluujący. Mamy tu świetną grę torfu, silne są też
podmuchy dymu wędzarniczego, a gdzieś tam dokłada od siebie nuta
asfaltu krzyżująca się z palonością. Co z kawą i czekoladą?
Są, ale na planie drugim. Naszym zdaniem wieść tę warto traktować
jako atut. W końcu Smoky Joe nastawia się przede wszystkim na
szeroko pojęte dymienie!
Bardzo cieszy nas fakt,
że autorzy zdecydowali się na przeniesienie aromatycznej historii
do smaku. Mamy tu naprawdę świetną kontynuację tego, co podobało
nam się w zapachu. Tym samym z każdym łykiem Smoky Joe raczy nas
torfem, dymem, asfaltem i nieco większą ilością gorzkiej kawy.
Wytrawny charakter daje nam się we znaki coraz bardziej choć kubki
smakowe próbują nam momentami płatać figle, sugerując, że jest
tu też bardzo delikatny akcent słodyczy. Jedno jest pewne –
AleBrowar udowodnił, że wie jak się to robi i co najważniejsze
potrafił na tyle zyskać sympatię odbiorców, że tytułowy Joe
jest już niemal klasykiem gatunku. Czy żałujemy, że spróbowaliśmy
go dopiero teraz? Nie do końca – po drodze próbowaliśmy wielu
piw w zbliżonym klimacie, często droższych. Dzisiejszy trunek, nie
wydawał się być mniej atrakcyjny od swoich często mniejszych
(330ml) i droższych kolegów z rynku. Czy żałujemy, że zaczęliśmy
od wersji podstawowej? Oczywiście, że nie. Chętnie rozpoczniemy
polowanie na wersję imperialną. Oczywiście wrócimy z recenzją i
porównaniem do postawy! Bierzcie i pijcie Smoky Joe wszyscy.
Polecamy.
Komentarze
Prześlij komentarz